Matka urzeka i dziś...

Zakochana w Jezusie…

M. Kolumba wielką wagę przywiązywała do dziękczynienia po komunii św. oraz do adorowania Pana Jezusa obecnego w Hostii. O czym ona tak długo całymi godzinami z Panem Jezusem rozmawiała? Jedno jest pewne: tak głębokie zaangażowanie w modlitwę możliwe jest tylko u osoby bardzo kochającej.

Z pozostawionych przez M. Kolumbę zapisków i listów sporo można się dowiedzieć o treści jej dialogów eucharystycznych. Warto wspomnieć o jej „eureka” z 22 czerwca 1878 r. – że przecież obecny w Hostii Zbawiciel nieustannie modli się za nas, a zatem „czegóż nie mam prosić Pana Jezusa, aby się za mnie pomodlił?” Kiedy indziej – w sposób typowy dla osoby zakochanej – Kolumba ma potrzebę przyniesienia Panu Jezusowi jakiegoś podarunku. I dochodzi do wniosku, że szczególną przyjemność swojemu Boskiemu Ukochanemu sprawi swoim bezwarunkowym zaufaniem Jego miłosierdziu i że właśnie w tej postawie powierzy Mu „wieczne zbawienie duszy ukochanej swej siostry”.

Jednak podstawową odpowiedź na pytanie o przedmiot jej tak częstych i tak długich spotkań z Panem Jezusem ułożę zgodnie z tym, co ona sama mówi na ten temat. Mianowicie w zapisie z 1 sierpnia 1882 r. rozróżnia ona cztery następujące formy „miłości swojej względem Pana Jezusa Utajonego w Najświętszym Sakramencie”. Jest to po pierwsze, „miłość dziękczynna za ten dar; [po wtóre,] miłość wynagradzająca za zniewagi; [po trzecie,] miłość pokutna za własne moje sprzeniewierzenie się Jego Sercu; [i po czwarte,] miłość politowania, współczucia na widok Jego opuszczenia i niewdzięczności, jakich doznaje od ludzi” (s. 131-132). W notatkach M. Kolumby znajdziemy uwagi na temat każdej z tych czterech form miłości.

1. Miłość dziękczynna

Miłość dziękczynna wobec Pana Jezusa najpełniej wyraża się pragnieniem oddania Temu, który za nas poszedł aż na krzyż, samego siebie i wszystkiego, co moje. To pragnienie może najpełniej M. Kolumba sformułowała w oktawę Bożego Ciała 1874 r.: „Uczułam pragnienie ofiarować siebie i całą Kongregację naszą u stóp utajonego w Najświętszym Sakramencie Zbawiciela Pana na Jego szczególną cześć. W ostatni dzień Oktawy, podczas procesji i potem, odnowiłam Panu Jezusowi tę ofiarę i złożyłam się niejako z siostrami u stóp ołtarza, pragnąc, abyśmy wiecznie adorowały Pana Jezusa; obiecałam Panu Jezusowi zaszczepiać w sercach sióstr naszych szczególne nabożeństwo do tej Najświętszej Tajemnicy Ołtarza, aby było cechą naszego Zgromadzenia”.

Zarazem Matka dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że naprawdę oddać się Bogu jest czymś ponad ludzkie siły i możliwości. Toteż w pewnym momencie odczuwa potrzebę ożywienia w sobie nabożeństwa do Ducha Świętego, gdyż „On jeden potrafi uczynić mnie własnością zupełną Jezusa w Hostii Utajonego”. Tutaj warto przywołać ten fragment encykliki Dominum et Vivificantem (numery 40-41), gdzie Jan Paweł II wyjaśnia, że Duch Święty jest poniekąd tym „ogniem z nieba”, który ofiary składane przez ludzi przekształca w ofiarę doskonałą, podobającą się samemu Bogu.

2. Miłość wynagradzająca

Drugim wielkim tematem rozmów M. Kolumby z Panem Jezusem, przychodzącym do niej w komunii św. lub obecnym w tabernakulum, było pragnienie wynagradzania Mu zniewag, jakich doznaje On zarówno od swoich wrogów, jak od byle jakich przyjaciół. Po raz pierwszy wątek ten pojawia się od razu na początku Natchnień duchownych. Mianowicie początkowo – zapewne wskutek arbitralności wielowiejskiego proboszcza – Siostry miały ograniczony, w porównaniu do innych zgromadzeń zakonnych, dostęp do komunii świętej oraz do nabożeństw eucharystycznych. M. Kolumba starała się nie buntować wobec tych prywacji, ale… zresztą niech ona sama nam o tym opowie:

„Miałam raz podczas adoracji Najświętszego Sakramentu natchnienie, które się ponawiało kilka razy, aby to umartwienie duchowne ofiarować Panu Jezusowi tym celem, żeby nasze Zgromadzenie nadgradzało tym sposobem za wszystkie nadużycia, po kościołach nieraz się zdarzające co do wystawienia Najświętszego Sakramentu i częstych Komunii św., szczególnie po domach zakonnych”.

M. Kolumba nieraz jeszcze będzie odnawiała w sobie pragnienie, ażeby oddawać się „Jezusowi Panu w Hostii (...) na wynagrodzenie za zniewagi Jemu wyrządzone, na powstrzymanie dalszych zniewag itd. (...) Pragnie dusza moja zbliżyć się do Niego, przyjąć, ugościć w domu serca swojego, wynagrodzić i za innych obojętność”.

Z czasem szczegółowe modlitewne intencje Matki niejako roztapiają się w tym jedynym pragnieniu, jakie w niej rosło coraz więcej, mianowicie żeby całą i bez reszty być własnością Pana Jezusa i składać Mu w ofierze całą siebie. Świadectwem tej duchowej ewolucji jest zapis z początku maja 1882 r.:

„Dawniej miałam pociąg ofiarować wszystko, to jest sprawy, cierpienia, modlitwy itd., na uczczenie Najświętszego Sakramentu, na podziękowanie za ustanowienie Najświętszego Sakramentu, na wynagrodzenie (szczególnie) za zniewagi wyrządzone Panu Jezusowi w tej Tajemnicy. A teraz, od jakiegoś czasu (nie wiem czy to lepiej czy gorzej jest) ta intencja się w tym odmieniła, że wszystko ogólnie przez ręce Najświętszej Panny ofiaruję na zupełną własność Jezusowi Panu Utajonemu w Najświętszym Sakramencie, aby podług swego upodobania najmilszego i podług odwiecznej woli i myśli Trójcy Przenajświętszej (względem mnie) tym rozporządził”.

3. Miłość współczująca „Samotnemu w Najświętszym Sakramencie”

Jeszcze pół wieku temu mówienie o doznawaniu niewdzięczności czy o poczuciu porzucenia i samotności przez Pana Jezusa obecnego w tabernakulum zostałoby nazwane przejawem pobożności subiektywnej, albo nawet zaetykietowane jako sentymentalizm. Dopiero stosunkowo niedawno przypomnieliśmy sobie o tym, że już w Starym Testamencie mówi się o bólu Boga z powodu naszych grzechów: „Przykrość mi zadałeś twoimi grzechami - skarży się Bóg w Księdze Izajasza - występkami twoimi mnie zadręczasz” (Iz 43,24). Na nowo też przypomnieliśmy sobie przejmujące wypowiedzi Ojców na ten temat. „Zbawiciel mój – cytuję teraz homilię 7,2 Orygenesowego Wykładu Księgi Kapłańskiej – wciąż jeszcze opłakuje moje grzechy. Zbawiciel mój nie może się radować, dopóki ja trwam w niegodziwości”. Przejmujące rozważanie na temat Bożego cierpienia z powodu naszych grzechów znajduje się w numerze 39 encykliki Jana Pawła II Dominum et Vivificantem.

Tym większa wdzięczność należy się M. Kolumbie, która nie zważając na to, że brzmi to może naiwnie, nie bała się mówić, że „Jezus Pan się tu na ziemi tak upokorzył w Tajemnicy Ołtarza”, że „ustanawiając ten Najświętszy Sakrament, zdawał się jakoby zapomnieć o sobie, i na to, na co się wystawiał w przyszłości z miłości i przez miłość” i że On „chce, abym naśladowała Jego życie ukryte, upokorzone w Hostii”.

Toteż nie dziwimy się, że Matka postanawia sobie „często w dzień i w nocy budząc się, nawiedzać w duchu Pana Jezusa samotnego w Najświętszym Sakramencie, zwracać się ku Niemu (w Tabernakulum) myślą – wzywać Jego pomocy”. Nie dziwi nas również to, że „szczególny ma pociąg czcić Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie samotnego, opuszczonego w ubogich cerkiewkach ruskich”. W pełni też ją rozumiemy, kiedy domyśla się, że nawet mały grzech osoby Bogu poświęconej sprawia Jezusowi wielki ból: „A gdy na grzech, choćby mały, odważa się dusza, która w sposób szczególny poświęciła się Bogu, dusza, która oddała się na własność Panu Jezusowi – co za przeniewierstwo, co za czarna niewdzięczność! Ta dusza jakoby wydzierała się z rąk Pana Jezusa na powrót, co za boleść dla Serca Pana Jezusa!”.

4. Miłość pokutna

M. Kolumba miała wielkie poczucie swojej grzeszności. Jest to charakterystyczna cecha ludzi autentycznie świętych, że chociaż są rozkochani w Bogu i starają się być skrupulatnie wierni Jego woli, czują się jednak bardzo grzeszni i mają potrzebę ustawicznego wynagradzania Bogu za swoje grzechy. Kiedyś – zapisuje Matka, a było to w uroczystość Matki Bożej Anielskiej i, rzecz jasna, po komunii świętej – „starałam się po Komunii św. wzbudzić żal za grzechy, a raczej Bóg Najmiłosierniejszy dopomógł mi do skruchy. Oddałam się na wolę Bożą, jak Mu się podoba ze mną postąpić, to jedno mogąc Mu tylko złożyć w ofierze na wynagrodzenie za przeszłe życie moje tak grzeszne”.

Czasem Matka pisze o sobie tak, jakby się dopuściła jakichś wielkich zbrodni, ale to jest cecha ludzi prawdziwie świętych, że grzechy, które nam, zwyczajnym ludziom, wydają się błahe i drobne, oni widzą w całej ich prawdzie. Zarazem również po tym poznać prawdziwą świętość, że tak ostra ocena własnej grzeszności pobudza M. Kolumbę do tym większej miłości i ufności. Znów zauważmy, że opisane tu przeżycia miały miejsce w związku z przystąpieniem do komunii św.:

„Po wielkich moich upadkach [moja miłość] przybrała jeszcze uczucie pokutujące. Ach mój Boże, zepsułam wszystko. Oto składam się na powrót w ręce Twoje. Napraw dzieło rąk Twoich. Ty wszystko możesz! I w tym duchu niekiedy w Komunii św. przyprowadzam niejako siebie do Boga i oddaję to zbuntowane i zepsute stworzenie w Jego ręce Najświętsze, aby to dzieło niegdyś rąk swoich, a przeze mnie zepsute, naprawił zupełnie, odtworzył niejako, nie dla mnie, ale dla siebie, dla chwały swojej”. I identyfikuje się Matka ze ślepcem z Jerycho: Panie, spraw abym przejrzała!

W tej sytuacji – kontynuuje swą myśl M. Kolumba – „miłość ku Panu Jezusowi w Najświętszym Sakramencie musi przybrać na siebie szatę pokuty. Inaczej jej nie wolno ukazać się u podwoi tego pałacu. Jeżeli w miłosierdziu Bożym wolno by mi było jeszcze zbliżyć się do Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, to już chyba tylko – jak powiadam – w szacie pokuty i przez ręce Najświętszej Panny próbować złożyć z siebie ofiarę, prosząc, aby takową łzami swoimi wylanymi w czasie Męki Jezusowej oczyścić raczyła i złożyć ode mnie i od siebie u stóp Jezusowych. Ach tak! Już tylko u stóp Jezusowych z Magdaleną, bo na Sercu Jego mogą być składane tylko takie ofiary, które nigdy nie były zmazane – ofiary dziewicze, niepokalane ofiary Jezusowe”.

Matka Kolumba niewątpliwie była człowiekiem wielkiej modlitwy, zaś Eucharystia niewątpliwie stanowiła centrum jej modlitwy. Przypomnijmy zapis, jaki w jej Natchnieniach duchownych znajduje się pod datą 30 sierpnia 1878 r. Owszem, odprawiała ona wtedy swój dzień skupienia, a ponadto był to dzień jej imienin. Mimo wszystko jednak, spędzić kilka godzin na dziękczynieniu po komunii świętej, a po południu znów pójść na audiencję do Pana Jezusa przed Najświętszy Sakrament – nie jest to banalny sposób odprawiania dnia skupienia… Matka Kolumba była po prostu zakochana w Jezusie…

o. prof. Jacek Salij OP

Powrót