Moc modlitwy ... kiedyś

Cuda i łaski otrzymane przez wstawiennictwo Matki Kolumby w latach 1887 - 1979. Z bogatej dokumentacji można wnioskować, że opinia świętości żywa już za życia, wzrastała i rozszerzała się coraz bardziej po śmierci Sł. Bożej. To zjawisko nasiliło się od połowy XX wieku obejmując nie tylko zgromadzenie, poszczególne diecezje, w których pracują siostry, ale rozszerzyło się także poza granice Polski. O wstawiennictwo Sł. Bożej proszą nie tylko siostry jej Zgromadzenia, ale też osoby zakonne z innych zgromadzeń, duchowni i świeccy.





1. s. Melania Zammler i s. Elekta Buszkiewicz, Polska 1914-1915

Podziękowanie sł. Bożej Matce Kolumbie Białeckiej za nadzwyczajną łaskę opieki nad s. Melanią i s. Elektą w czasie I wojny światowej w czasie posługi rannym na froncie, podczas więzienia i niewoli w Moskwie, za ocalenie życia, uchronienie od wywózki na Sybir, powrót do kraju oraz za możliwość złożenia profesji zakonnej razem z współsiostrami z nowicjatu. Podkreślona została ogromna ufność we wstawiennictwo Matki Kolumby, która nie została zawiedziona. Zeznanie zostało złożone przez s. Melanię Zammler, potwierdzone podpisem ówczesnej przełożonej generalnej m. Cherubiny Schreiber i pieczęcią Zgromadzenia.

Opis s. Melanii Zammler, Biała Niżna, 14 lutego 1961.

Dnia 14 września 1914 r. wysłali nas tj. s. Elektę Buszkiewicz i mnie, s. Melanię Zammler, do pielęgnowania rannych żołnierzy w Rozwadowie, gdzie w klasztorze OO. Kapucynów już od dwóch tygodni pracowały nasze siostry w polowym szpitalu. Miałyśmy pomóc im w pracy.

W drodze legitymowało nas kilkakrotnie wojsko rosyjskie i wreszcie kazało wracać do Wielowsi do naszego klasztoru ze względu na gęstą strzelaninę i armatnie pociski. W drodze powrotnej jednakże jakiś generał rosyjski polecił nam odwieźć rannego żołnierza Czecha do szpitala rosyjskiego i tam przez 2 tygodnie pomagać w posłudze około rannych na froncie. Prośby nasze, że mogłybyśmy z rannymi udać się do naszego szpitala w Wielowsi nie pomogły- wzięto nas za szpiegów. Pracowałyśmy więc kilka tygodni na froncie, a potem w różnych szpitalach wojskowych, aż wreszcie zawieźli nas z rannymi do Moskwy, gdzie dostałyśmy się do więzienia.

W naszych strapieniach modliłyśmy się gorąco wzywając pomocy naszej czcigodnej śp. Matki Fundatorki Kolumby i jednego dnia gołąbek zapukał dziobkiem do maleńkiego zakratowanego okna naszej celi więziennej. Mówimy: „ To duch naszej Matki Fundatorki – pewno nas wybawi z tego więzienia”. I rzeczywiście. Dyrektor naszego więzienia przynosi nam wiadomość, że niedługo wyjdziemy stąd. Choć byłyśmy jeszcze niepewne, czy może do cięższego jeszcze więzienia lub na Sybir? Odwieziono nas na kilka dni na tajną milicję, gdzie całą dobę spędziłyśmy pod ścisłą obserwacją i kontrolą. Aż wezwano nas do głównej kancelarii, gdzie dwóch śledczych zadawało nam różne pytania, a potem bardzo uprzejmie zapytali, czy mamy gdzie się udać. Prosiłyśmy o skierowanie do jakiegoś katolickiego księdza, blisko kościoła, byśmy mogły uczęszczać na Msze święte. Jeden z tych panów, Litwin, katolik, odwiózł nas do ks. Paułkszta przy kościele św. Piotra i Pawła. Tam zainteresował się nami Wiel. Ks. Dziekan Ignacy Czajkowski. Zajął się nami bardzo życzliwie, dał nam mieszkanie 2-pokojowe, utrzymanie, a w zamian czas wolny wypełniałyśmy pracą dla kościoła szyjąc nowe i naprawiając zniszczone paramenta kościelne. Ciążyła jednak ciągle nad nami niepewność bytu, po wielu przeżyciach (2 razy chciano nas rozstrzelać, 3 razy ciężko chorowałyśmy z powodu głodu, deszczu, zimna na froncie). Zacny ks. Dziekan Czajkowski dowiedziawszy się o przyczynie naszej niewoli pojechał do Petersburga do Najprzew. Arcybiskupa J. Cieplaka, który rozpoczął starania o nasz powrót do klasztoru.

I znowu ciągła modlitwa i ufność w przyczynę naszej Czcigodnej Matki Fundatorki Kolumby nas nie zawiodła. A prosiłam serdecznie, bym mogła się złączyć z moją grupą nowicjuszek (gdyż wjechałam jako nowicjuszka) i razem z nimi I profesje złożyć. Za kilka tygodni otrzymałyśmy urzędowe zwolnienie- możemy wyjechać z Rosji, a dla bezpieczeństwa odstawi nas do granicy jeden oficer i jeden żołnierz z piką na ostro- do granicy rumuńskiej. Podróżowałyśmy z powrotem cały miesiąc pożegnane i zaopatrzone w podróż przez Czcig. Ks. Dziekana na daleką drogę przez Kijów, Oddesę, Bendery, Ungegend, Rumunię, Węgry, Kronstadt, Wiedeń i dojechałyśmy do Krakowa, skąd jeszcze dwa tygodnie przez front, aż przedostałyśmy się do naszej upragnionej Wielowsi.

Był to szczęśliwy dzień 18 sierpnia 1915 r. o godz. 9.00. Dziękczynne Te Deum, Magnificat w kaplicy klasztoru, a potem podziękowanie Matce Fundatorce Kolumbie, która za ołtarzem w grobie spoczywa, że nam wyprosiła ten cud łaski zdrowego powrotu do klasztoru i na pociechę jeszcze pozwoliła po 8-dniowych rekolekcjach złożyć pierwsze śluby zakonne 26 listopada 1915 r. w mojej grupie nowicjuszek, które czekały na nasz powrót.

Opis powyższy wdzięcznym sercem składam w hołdzie naszej Czcigodnej Matce Fundatorce za tę czułą macierzyńską opiekę, którą nas darzyła w niewoli, że po tylu trudnościach i niebezpieczeństwach (które tu w skrócie podałam) szczęśliwie, zdrowo i stosunkowo dość szybko powróciłyśmy do macierzystego domu.

S. M. Melania, dominikanka






2. S. Hieronima Konieczna, Wilno, Polska 1931.

Siostra dominikanka, dziękuje za łaskę szczęśliwego przebiegu operacji i powrotu do zdrowia.

Wilno 6.12.1931r.

Cudownej Matce Najświętszej Ostrobramskiej składam najserdeczniejsze podziękowanie za otrzymane łaski, które wyprosiłam sobie za pośrednictwem naszej Świątobliwej Matki fundatorki Kolumby Białeckiej, a zwłaszcza łaskę szczęśliwego przebiegu operacji i powrotu do zdrowia.

W przeddzień operacji czułam wielki lęk, przy czym podczas modlitwy stanęła mi żywo przed oczyma nasza świątobliwa Matka fundatorka. Wielka ufność wstąpiła w moje serce, która też mnie nie zawiodła, gdyż operacja udała się nadzwyczajnie i siły do pracy wróciły. Za otrzymana łaskę dziękując, wszystkich czytających zachęcam, aby uciekali się do Niej w potrzebach duszy i ciała.

S. Maria Hieronima Konieczna, dominikanka






3. Siostry dominikanki, Chicago, USA, 1933.

Siostry dominikanki z Chicago dziękują za łaskę uzyskania pozwolenia: na otwarcie nowicjatu w Chicago i na przedłużenie pobytu w USA.

Za przyczyną Czcigodnej Matki Kolumby Białeckiej uzyskałyśmy, mimo olbrzymich trudności, pozwolenie na otwarcie nowicjatu w Chicago, później zaś, gdy odmówiona nam prolongaty na pobyt w Stanach Zjednoczonych, znowu pomogła nam opieka naszej świątobliwej Założycielki. Za te i inne łaski składają najgorętsze podziękowanie Siostry Dominikanki.

Chicago (Ameryka)

Krótki zarys Kroniki Sióstr Dominikanek (…).

Przytoczono najważniejsze fragmenty.

W kronice przedstawiono szczegółowy opis wydarzeń związanych z otrzymaniem tych dwóch łask. Trudno dziś ustalić, która z trzech przebywających tam wówczas sióstr była autorką kroniki:
s. Leona Skrzeszewska, s. Ignacja Witczak czy s. Felicja Jasica.

Czas próby postulantek szybko upływał i dobiegał rok i pół. Nie mogąc uprosić to [otwarcie nowicjatu] u Przełożonych polecałyśmy gorąco tą sprawę Sercu Jezusowemu i Matce Najświętszej, a szczególnie prosiłyśmy naszej Śp. Matki Fundatorki - jeżeli jest wola Boża, aby Jej duchowe córki pracowały na ziemi Washingtona niech nam uprosi swym wstawiennictwem u Boga otwarcie nowicjatu i przyspieszenie tegoż; i dziwna pomoc, jeden ksiądz dał nam adres do Ks, Biskupa Dubowskiego do Rzymu. Siostrze Przełożonej przyszła myśl, żeby jeszcze tam poprosić o poparcie tego. Ks. Biskup (kilka lat przedtem był w Ameryce i poznał nasze Siostry tylko w przejeździe) przychylnie się ta sprawą zajął w Rzymie i 13 lutego 1931 roku otrzymałyśmy telegramem wiadomość o pozwoleniu otwarcia nowicjatu. Zebrałyśmy się w kapliczce i odśpiewałyśmy dziękczynne "Te Deum" przypisujące tę łaskę wstawiennictwu Czcigodnej Matki Kolumby. W dniu 15 marca przyszedł list od Przew. Matki Generalnej z błogosławieństwem na pierwsze obłóczyny.[…] Dnia 30 kwietnia [1931] w dzień św. Matki Katarzyny cztery siostry na ziemi Washingtona otrzymały habit.[…]

Teraz nas czekał ciężki krzyżyk. W lutym br. [1932] dostałyśmy wiadomość z Washingtonu, że nasz pobyt w Stanach Zjednoczonych kończy się w marcu i musimy ten kraj opuścić. Wszelkie starania były daremne. Dopiero p. Antoni Czarnecki kolektor cła i przyjaciel prezydenta Herberta Hoover wystarał się u Niego o przedłużenie nasze, ale przyszło tylko na 3 miesiące, tj. do czerwca. Położenie było nadzwyczaj przykre, pozostawić te młode siostry jeszcze bez ugruntowania życia duchowego było bardzo bolesne. Myśmy się spodziewały, że zanim nasz czas wyjdzie, drugie siostry z Polski przyjadą na stałe – tymczasem i to zawiodło. W marcu przed 45- rocznicą śmierci Matki Fundatorki jedna z Sióstr odprawiła nowennę do Niej w intencji uproszenia dla nas stałej wizy; i postawiła niejako warunek: „Czcigodna Matko Kolumbo, jeżeli jesteś w niebie i uprosisz nam u Serca Jezusowego, że otrzymamy stałą wizę, to daj nam ten znak, że Ks. Prałat Tomasz P. Bona przybędzie i dokona choć jednej ceremonii: obłóczyn lub profesji ”- mimo, że już przedtem proszony wymówił się brakiem czasu i ilością zajęć jaki miał w tym czasie; jednak w ostatnim tygodniu dał znać, że będzie przewodniczył ceremonii profesji – więc wiza nasza była zapewniona – znak z nieba. 30 kwietnia1932r, pięć sióstr próbantek zostało obleczone i otrzymały imiona: Czesława, Dominika, Łucja, Tomazja i Antonia […] W Uroczystość Królowej Korony Polskiej 3 maja br. Złożyły 4 pierwsze nowicjuszki profesję – którą odebrał Przew. Ks. Prałat Tomasz P. Bona.

Dnia 25/5 br. W uroczystość Bożego Ciała 3 Siostry wyjechały z Chicago do New Yorku, żegnają się z pozostałymi siostrami, z nadzieją , że wkrótce się zobaczą. W Chicago pozostało 11 sióstr – s. Celestyna, 4 profeski, 5 nowicjuszek i 1 probantka. 28 maja odpłynęłyśmy z New Yorku okrętem „Frederick” do Kopenhagi, a stamtąd małym statkiem „Vistula’’ przybyłyśmy do Gdyni 9/6.

Zatrzymując się w Gdańsku jeden dzień odjechałyśmy do Poznania w celu złożenia wizyty J. E. Ks. Kardynałowi Hlondowi i uzyskania od niego polecającego listu do konsula amerykańskiego w Warszawie względem naszych wiz, który [ to list] na audiencji wraz z błogosławieństwem otrzymałyśmy. J. E. Ks. Kard. Jerzy Mundelein również wysłał prośbę do konsula w Warszawie.

Z Poznania pojechałyśmy wprost do Warszawy do konsulatu amerykańskiego w wyżej wymienionej sprawie. Po załatwieniu pierwszych formalności, z Warszawy udałyśmy się bezpośrednio do Białej Niżnej. (Wpadłyśmy jak ptaki przelotne spoza morza do macierzystego gniazda). Mile i serdecznie przyjęte przez wszystkie Siostry na czele z Przewielebną Matka Kunegundą i jej Radą.

Po miesiącu pobytu w Białej wróciłyśmy do Warszawy. Zamieszkałyśmy w internacie „Opatrzność” u p. Ordynatowej Bisping. Pomimo, słyszanych przeważnie przeczących zdań, że nasze starania są daremne ufałyśmy, że Serce Jezusowe za przyczyną Matki Bożej i wstawiennictwo Czcigodnej Matki Kolumby nas nie opuści, ale otrzymamy stałą wizę. I tak się też stało – gdy inni po kilku latach starań otrzymują – myśmy dostały w kilku tygodniach, - iż można powiedzieć, wprost cudownie, -Serce Boże zwyciężyło w pierwszy piątek, 5 sierpnia 1932r.





4. S. Anuncjata Rajczak, Mielżyn, Polska 1933.

Dziękuje za odzyskane zdrowie swojej siostry [s. Dominiki Rajczak - dominikanki], i zachowanie dzieci od rozszerzania się choroby zakaźnej w zakładzie.

Podziękowanie s. Anuncjaty Rajczak z 10 listopada 1933 roku.

Mielżyn 10.11.1933.

Z głębi serca spieszę złożyć szczerą i publiczną podziękę Matce Najświętszej Królowej Różańca świętego za przyczyną naszej śp. Matki Kolumby Białeckiej, Fundatorki czynnych Sióstr Dominikanek w Polsce, za łaską powrotu do zdrowia mej siostry Dominikanki oraz za szczęśliwy przebieg zakaźnej choroby u jednej z naszych uczennic i zachowanie nas od dalszego rozszerzania się jej wśród dziatwy i młodzieży naszej, jak i za wiele, wiele innych łask nam niegodnym wyświadczonych, z pokorną prośba o dalszą Jej macierzyńską opiekę i błogosławieństwo.

s. Maria Anuncjata, dominikanka






5. S. Seweryna [Walkowicz], Biała Niżna, Polska 1934.

O nagłym powrocie do zdrowia bardzo ciężko chorej s. Seweryny [Walkowicz] informuje zapis w Kronice klasztoru w Białej Niżnej. Sama siostra jak i współsiostry przypisują tę łaskę wstawiennictwu Matki Kolumby Białeckiej. Niestety poza tym zapisem nie ma żadnych innych dokumentów medycznych. Siostra Seweryna zmarła w 1989 roku.

a) S. Stefania Chmura, Kronika klasztoru w Białej Niżnej, 24 września 1934.

Tegoż dnia cudownie polepszyło się s. Sewerynie chorej od dwóch tygodni. Wezwany lekarz robił różne przypuszczenia, ale lekarstwa nie skutkowały, bóle były okropne, a on uwiadomiony o tym radził wysłać siostrę do szpitala i to do Krakowa. Ponieważ była już siostra dwa razy operowaną na zrosty jelit i operatorzy oświadczyli, że trzeciej operacji nie przetrzyma, postanowiła chora odprawić nowennę do Matki Bożej… za przyczyną naszej świątobliwej Matki Fundatorki. Siostra infirmerka Celina dała, jak zwykle na uśmierzenie bólów anadonis w wodzie. Chora zasnęła: i śni się jej Najświętsza Panna- każe wstać i mówi, że nie umrze, ale jeszcze dużo będzie cierpiała. Budzi się… wstaje… ubiera się i idzie do kaplicy podziękować Matusi Bożej. Oczom nie wierzymy… S. Seweryna przed godziną myśląc o olejach św. je smacznie obiad i wszystko, co tam było, śmieje się, ściska schodzące się Siostry mówiąc: jestem zdrową. Mierzymy gorączkę, która stale wskazywała 38⁰ spadła na 36⁰. Wielebna Matka daje rekreację, by się Siostry ucieszyły z łaski udzielonej S. Sewerynie za przyczyną śp. Matki Fundatorki.

b) Oświadczenie s. Beaty Marii Talik odnośnie uzdrowienia s. Seweryny Walkowicz złożone w Krakowie dn. 27 grudnia 2000 r.

O tym cudownym uzdrowieniu rozmawiałam z s. Seweryną, około 1972 roku, będąc w Tyczynie, a bywałam tam często jako kierowca Matki Generalnej. Sama nawiązałam do tego wydarzenia dzieląc się własnym przeżyciem, jak to Matka Fundatorka przyczyniła się do uleczenia mego wzroku po przebytej chorobie.

Siostra Seweryna opowiedziała mi o swoim zdarzeniu sprzed laty, gdy była w Białej Niżnej i poważnie zachorowała. Wydawała się wówczas, że już nie ma dla niej ratunku, by mogła wrócić do zdrowia. Rozpoczęła wtedy nowennę za przyczyną naszej Świątobliwej Matki Fundatorki i całkowicie została uzdrowiona. Nie pamiętam jaka była to choroba.

Siostra mówiła to z przekonaniem i radością, pewna, że był to cud. Wyrażała wdzięczność Bogu i Matce Kolumbie za opiekę i zdrowie. Siostra Seweryna zmarła mając 87 lat na raka jelita grubego. Do końca życia była pogodna, zrównoważona i zgadzająca się z wolą Bożą.

s. Beata, Maria Talik
(Ekonomka generalna Zgromadzenia Sióstr św. Dominika)






6. Kazimiera Rysterówna, Poznań, Polska, 1937.

Kazimiera Rysterówna składa podziękowanie za uzyskanie dobrej posady mimo wielkich trudności a także wątłego zdrowia. Dziękuje też za powrót do zdrowia.

Podziękowanie Kazimiery Rysterówny, 13 października 1937, zawarte w czasopiśmie Róża Duchowna

Poznań, 13.10.1937 r.

Przenajświętszej Trójcy za przyczyną Matki Bożej i Czcigodnej Matki Fundatorki klasztoru sióstr Dominikanek w Polsce, Matki Kolumby Białeckiej, składam niniejszym gorące podziękowanie za wysłuchanie próśb i udzielenie mi możliwości uzyskania dobrej posady pomimo wszelkich nasuwających się trudności. Biorąc pod uwagę dzisiejsze krytyczne czasy starających się o posadę urzędniczek oraz wątłe moje zdrowie, które również za łaską Bożą zupełnie się naprawiło, uważam za specjalna łaskę uzyskania tych obydwu ważnych rzeczy i dlatego składam gorące publiczne podziękowanie i przyrzekam w zamian szerzyć Królestwo Boże wśród nowych koleżanek i kolegów.





7. O. Reginald Wiśniowski, dominikanin, Wielowieś, Polska, 1945.

Zeznanie dotyczy nagłego uzdrowienia 4-letniego Wacusia, chorego na tyfus brzuszny z podejrzeniem o zapalenie płuc. Chłopiec był w ciężkim stanie, przez kilka dni miał wysoką gorączkę ponad 40 stopni. Powrót do zdrowia nastąpił bez leczenia szpitalnego i bez zastosowania przepisanych leków. Cud miał miejsce w lipcu 1945 r. Zeznanie złożone w 1948 roku poświadczone zostało podpisami trzech świadków.

Relacja o. Reginalda Wiśniowski OP, Kraków 29 maja 1948 r.

Kraków, 29.05.1948

Wacuś N. lat 4 zachorował ciężko. Gorączka ponad 40 stopni trwała już parę dni. Chłopczyk zawieziony został do szpitala św. Ducha w Sandomierzu. Dyrektor szpitala P. Dr Stawiak stwierdził tyfus brzuszny i- co miała stwierdzić dalsza obserwacja- najprawdopodobniej zapalnie płuc. Dziecko kazał zostawić w szpitalu. Siostry jednak nie chcąc zostawić chłopczyka ich specjalnej opiece powierzonego przez rodziców, wróciły z nim do domu.

Widząc poważne zmartwienie sióstr i sam przejęty wypadkiem, mając wyznaczony przez przełożonych termin powrotu do Krakowa, chciałem za wszelką cenę im pomóc. Zrodziła się we mnie myśl: wracam do Krakowa, ale najpierw małemu uproszę zdrowie u Matki Kolumby Białeckiej. Na jej grobie proszę ją o wstawiennictwo, obiecując, że gdy dziecko wróci do zdrowia, ogłoszę to publicznie. Po serdecznej modlitwie na grobie Matki Kolumby wróciłem do swego pokoju. Kiedy odwiedziłem chorego siostra pielęgnująca dziecko oznajmiła mi, że gorączka małemu opada. Opadła powoli poniżej 37 stopni i więcej się nie podniosła. Lekarstw, które przygotowane w aptece w Sandomierzu zostały później przywiezione, chłopczyk już nie używał.

Wywiązuję się z obietnicy, z radością ogłaszam ten cud, ku chwale Boga, który przedziwny jest i w Swej Służebnicy Matce Kolumbie Białeckiej.

Wypadek ten miał miejsce w ostatnich dniach lipca 1945 r.

Zeznawałem w Krakowie, dnia 29 maja 1948 r.

O. Reginald Maria Wiśniowski OP






8. Zofia Chmurzanka, Kraków, Polska 1946

Zofia Chmurzanka emerytowana nauczycielka, zamieszkała w Krakowie, dziękuje za łaskę powrotu do zdrowia; wyjścia z depresji duchowej spowodowanej wypadkami wojennymi. Chora zaświadcza, iż modliła się przez wstawiennictwo sł. Bożej M. Kolumby, ze czcią umieściła jej fotografię na biurku, obiecała złożyć podziękowanie za uzdrowienie. Wiarygodność zeznania potwierdził ks. Władysław Markucki.

Opis łaski cudownego powrotu do zdrowia p. Zofii Chmurzanki za pośrednictwem Matki Marii Kolumby Białeckiej. 12 czerwiec 1948 Kraków.

Z powodu ciężkich przeżyć wojennych, jak zniszczenie mienia, rabunki, niewygody i braki materialne, wpadłam w roku 1945 w depresję duchową i bezsenność, która doprowadziła mnie w roku 1946 do zupełnego wyczerpania nerwowego. Resztkami świadomości odczuwałam lęk przed wpadnięciem w chorobę umysłową. Modlitwa moja, choć bardzo słaba, ani modlitwa mojej siostry Dominikanki i moich byłych zacnych uczennic nie wypraszały mi żadnej ulgi. W tym czasie właśnie otrzymałam od Sióstr Dominikanek fotografię Matki Kolumby Białeckiej, postawiłam tę fotografię na biurku i błagałam Boga za pośrednictwem świątobliwej Matki Założycielki o ratunek, przyrzekając, że w razie wysłuchania mojej modlitwy, prześlę do Sióstr Dominikanek votum dziękczynne ku Jej czci. Pan Bóg najniespodziewaniej tak pokierował, że zmieniłam w tym czasie miejsce pobytu, przenosząc się z Nowego Sącza do Płaszowa, do mojej bratanicy i tu po jakimś czasie przyszłam zupełnie do siebie. Wprost cudem odzyskałam pamięć, ochotę do pracy i do modlitwy. Za tę ogromną łaskę składam votum i przyrzeczenie, że cześć świątobliwej Matki Białeckiej szerzyć będę w swoim otoczeniu.

W Krakowie, dnia 12 czerwca 1948

Zofia Chmurzanka






9. Danuta Liszka, Biała Niżna, Polska, 1949

Podziękowanie za uzdrowienie dziewczynki Danuty Liszka - z epilepsji ("angielka i wielka choroba"). Po gorliwej modlitwie matki dziecka, o wstawiennictwo sł. Bożej Kolumby Białeckiej, uczestniczeniu we Mszy św., przystąpieniu do sakramentów św. i złożeniu obietnic oddania swego dziecka na służbę Bogu, choroba ustąpiła nagle i nie powtórzyła się. Zeznanie potwierdza ks. Kajetan Gruszecki i s. M. Bogumiła, dominikanka. Nie używano już wtedy leków, bo żadne leki nie pomagały. Zeznanie zawiera także poświadczenie lekarskie, dr Stanisławy Bruniewskiej, wskazujące na bardzo ciężki stan zdrowia dziecka - przywieziono je "umierające".

a) Podziękowanie Józefy Liszka, Biała Niżna, 17 lipca 1949

Córeczka moja Maria Danuta, licząca obecnie 1 rok życia zachorowała w ósmym miesiącu życia na angielską i wielką chorobę i to tak bardzo, że miewała po 15 silnych ataków konwulsji dziennie. Po pierwszych objawach tej choroby radziliśmy się lekarzy w kilku miejscowościach – a gdy przepisane lekarstwa nic dziecku nie pomagały, otrzymaliśmy ostatni, bardzo silny środek ze słowami, że gdy to nie pomoże, nie ma już innego lekarstwa, że bardzo wątpi, aby to dziecko żyć mogło.

Gdy po tym ostatnim silnym środku powtórzyły się ataki – zrozpaczona chwyciłam obrazek Matki Kolumby Białeckiej, który otrzymałam od sióstr dominikanek i żegnając nim dziecko, włożyłam go pod poduszeczkę wzywając w gorących słowach Matkę Kolumbę Białecką, by uprosiła zdrowie memu dziecku, przyrzekając Sercu Bożemu i Matce Kolumbie, że jeśli dziecko wyzdrowieje, oddam je do Jej Zgromadzenia – inaczej, prosiłam- nie mogąc już znieść widoku cierpień dziecka, aby mi Pan Bóg to dziecko zabrał.

Dziecku polepszyło się o tyle, że zamiast 15 ataków, przychodziło 6-9 ataków dziennie. Wtenczas poszłam do spowiedzi św. i Komunii św. i powtórzyłam obietnicę, a gdy wróciłam z kościoła, dziecko już ani jednego ataku nie dostało tego dnia, a było to 5 czerwca 1949 roku tj. siedem tygodni od zachorowania.

Od tego czasu nie powtórzyły się ataki ani razu, co przypisuję prawdziwemu cudowi wyjednanemu za przyczyną Czcigodnej Matki Kolumby Białeckiej.

Wywiązuję się z obietnicy ogłoszenia tej łaski publicznie, dziękuje Najświętszemu Sercu Jezusowemu za tę pociechę i prosząc o pomoc do wychowania tego dziecka, abym Mu kiedyś mogła je oddać na Jego służbę w Zgromadzeniu Matki Kolumby Białeckiej.

Liszka Józefa

b) Kronika klasztoru w Białej Niżnej

Gospodyni z Białej Niżnej opowiedziała mi jak wielką łaskę otrzymała za przyczyną naszej śp. Czcigodnej Matki Kolumby. Gospodyni ta nazywa się Liszka Józefa. Opowiadała tak: dziecko jej dwuletnia Danusia cierpiała na padaczkę. Choroba ta ogromnie męczyła dziecko. Nie pomagały lekarstwa. 20 maja 1949 była na akademii ku czci śp. Matki Kolumby. Dowiedziała się, że śp. Matka Kolumba będąc jeszcze małą dziewczynką w domu rodzicielskim wyprosiła u Matki Najświętszej zdrowie dla małego Jędrusia. Poprosiła o obrazek śp. Matki Kolumby i zaczęła się do Niej modlić. Ale jednego dnia, a było to w sierpniu tak serdecznie się modliła jak nigdy i miała to wewnętrzne przekonanie, że modlitwa jej, będzie wysłuchana. Przyjęła Komunię św. w tej intencji. Po serdecznej modlitwie prawie biegła z kościoła do domu, bo spodziewała się zastać dziecko zdrowe. Nadzieje jej zostały spełnione. Dziecko zdrowe i do dzisiaj choroba nie wróciła. Łaskę tę zawdzięcza orędownictwu śp. Czcigodnej Matki Kolumby.





10. Jadwiga Jeleśniańska, Rajcza, Polska, 1952

W grupie dokumentów dotyczących uzdrowienia z gruźlicy płuc Jadwigi Jeleśniańskiej znajdują się: podziękowanie i zeznanie Franciszka Jeleśniańskiego potwierdzone przez ks. Wiktora Czulaka, zeznanie samej chorej, zeznania sąsiadów oraz zaświadczenie lekarskie dra Mieczysława Stokłosa. W stanie głęboko zaawansowanej gruźlicy (wypadła już dziura w płucach), jedynym ratunkiem dla chorej w tamtym czasie był zabieg operacyjny. Modlono się o łaskę zdrowia dla niej przez wstawiennictwo M. Kolumby Białeckiej i chora cudownie wróciła do zdrowia bez zabiegu operacyjnego i stosowania innych leków. Kolejne prześwietlenie wykazało zupełne uzdrowienie chorej "szybko, niezgodnie z ówczesną sztuką lekarską".

a) Podziękowanie Franciszka Jeleśniańskiego, Rajcza 25 lutego 1962 roku

Rajcza 25.02.1961 r.

W związku z mającymi się odbyć uroczystościami 100- rocznicy założenia Zgromadzenia Sióstr Dominikanek przez Matkę Kolumbę Białecką, czuję się zobowiązany opisać przebieg ciężkiej choroby mojej żony oraz wyrazić dziękczynienie Panu Bogu za łaskę, jaką otrzymaliśmy za pośrednictwem Matki Kolumby Białeckiej.

Wczesną wiosną 1952 roku żonę moją (o poważnie nadwątlonym zdrowiu z powodu dwóch bardzo ciężkich porodów, które nastąpiły w stosunkowo krótkim czasie, jeden po drugim) zaatakowała ostra grypa, po grypie nastąpiły komplikacje prawdopodobnie z przeziębienia się podczas jej trwania.

Dr Królikowski z Żywca (specjalista chorób płucnych), który prześwietlił żonę, a następnie dr Czyżewski ordynujący wtenczas w Rajczy, oświadczyli, że stan choroby jest bardzo niebezpieczny, ponieważ na płucach powstały plamy zapalne, zaś opad krwi jest bardzo wysoki 95/120 i w związku z tym temperatura ciała wzrosła do 41 stopni. Należałoby zatem natychmiast przerwać czymś rozwój choroby, gdyż w przeciwnym razie do sześciu tygodni żona „znajdzie się pod trawnikiem”. Byłem zrozpaczony myślą o stracie ukochanej żony i osieroceniu dwojga dzieci, nie wiedziałem co robić, do kogo się o pomoc udać, płakałem i modliłem się kiedy żona nie widziała.

Wpadłem wtedy na myśl napisania listu błagalnego do swojej siostry, która wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Dominikanek, prosząc o modlitwę o powrót do zdrowia. W krótkim czasie otrzymałem list od siostry, w którym zapewniała mnie, że wszystkie Siostry wraz z Siostrą Mistrzynią rozpoczęły nowennę do Matki Kolumby Białeckiej w intencji zdrowia żony, i że modlitwy te na pewno pomogą. W liście przesłała nam siostra obrazek Matki Kolumby Białeckiej wraz z modlitwą, którą codziennie odmawialiśmy w domu. Stan zdrowia zdawał się poprawiać.

Należy zaznaczyć, że nie rezygnowaliśmy przy tym z pomocy środków medycznych tj. streptomycyny, penicyliny.

Jakież było jednak moje rozczarowanie, kiedy po użyciu całej przepisanej dawki zastrzyków, po ponownym prześwietleniu dr Królikowski oświadczył, że w lewym płucu wypadła dziura i że jedynym środkiem, który mógłby jeszcze coś pomóc, to szpital i operacja, jednak ani ja ani żona nie chcieliśmy o tym słyszeć. Na usilne prośby z mej strony mające na celu skłonić doktora do zastosowania jeszcze jakiś zabiegów, leków, dr Królikowski odpowiedział mi: nie ma takiego leku, któryby dziurę w płucach zalepił. Postanowiliśmy zdać się wyłącznie na wolę Bożą i nie pytać więcej o nic żadnego lekarza.

Po pewnym czasie stan zdrowia żony zdawał się wyraźnie poprawiać, powracał apetyt i siły, spadła gorączka, a żona mogła już pomału zająć się dziećmi. A kiedy przyszła wiosna 1953 r. żona mogła już uprawiać grządki w ogródku, zaś w marcu 1954 r. powiła syna i czuła się lepiej aniżeli po pierwszym dziecku. Ludzie znający bliżej stan choroby żony, uważali ten powrót do zdrowia wprost za cudowny. W grudniu 1954 r. otrzymała żona wezwanie z ośrodka przeciwgruźliczego w Żywcu do stawienia się celem badania lekarskiego. Byliśmy bardzo ciekawi i niepokoiliśmy się co powie dr Królikowski; czy on również stwierdzi poprawę stanu zdrowia.

Po dokładnym badaniu i prześwietleniu lekarz (znający poprzednio stan choroby) zwrócił się do żony z zapytaniem: kto panią leczył i gdzie?. „Nie byłam u żadnego lekarza i nie przeprowadzałam żadnej kuracji” – odpowiedziała żona. Lekarz pokręcił ze zdziwieniem głową i odpowiedział: jest pani zupełnie zdrowa, kartotekę pani prześlemy do Ośrodka Zdrowia w Rajczy.

Od tego czasu upłynęło kilka lat, a żona cieszy się jak najlepszym zdrowiem. W dowód wdzięczności za otrzymane łaski za pośrednictwem Matki Kolumby Białeckiej postanowiłem opisać dość szczegółowo wypadek choroby i przesłać do Sióstr Dominikanek w Białej Niżnej.

Jeleśniański Franciszek

b) Wspomnienia Janiny Bryja o chorobie J. Jeleśniańskiej, Rajcza 29 lipiec 1986

Odtwarzam to, co zostało mi w pamięci z choroby mojej przyjaciółki Jadwigi Jeleśniańskiej.

Przypominam sobie, że było to w latach 50-tych, na wiosnę, zachorowała bardzo poważnie na gruźlicę płuc, stan był ciężki, prawie beznadziejny. Byłam zorientowana w tej tragedii rodzinnej, bo chodziłam pomagać w gospodarstwie nad dwuletnią i sześciomiesięczną córeczką. Z tego, co byłam zorientowana w sytuacji, to lekarze nie dawali żadnych nadziei, bardzo mnie jej było żal, bo młoda, matka dwojga dzieci, i straszna rozpacz męża, który wysprzedał już wszystko, co było wartościowe, żeby ratować żonę(ubranie, buty, rower, nawet swoją ulubioną harmonijkę). Wszelkie wysiłki nie dawały żadnego rezultatu, zdrowie ulatywało. Na pewno znałam więcej szczegółów, które zatarły mi się w pamięci, gdyż jestem już w podeszłym wieku lat 70.

Bryja Janina, Rajcza

c) Wspomnienia z czasów przebytej choroby Jadwigi Jeleśniańskiej, Rajcza 4 sierpnia 1986

Treść wspomnienia Jadwigi Jeleśniańskiej jest bardzo podobna do treści zeznań męża z 1961 roku, dlatego podajemy tylko kilka nowych szczegółów.

Jak się dowiedziałam z listu s. Angeliki do męża po otrzymaniu tego tragicznego listu [dot. choroby], że Siostry wszystkie zaczęły natychmiast błagalne modlitwy i odprawienie nowenny wspólnej za pośrednictwem Matki Marii Kolumby Białeckiej prosząc o zdrowie dla mnie i miłosierdzie Boże. Innej pomocy już nie było. Równocześnie siostra wysłała do nas książeczkę z modlitwą do Matki Marii Kolumby, mąż wspólnie z moją matką modlili się bardzo gorąco o ratunek dla mnie.

[…] Straszna choroba nadal się przeciągała, powiększona o obawę krwotoku. Pamiętam wtedy taki bardzo ważny szczegół. Kiedy leżałam w łóżku obojętna, słaba, prawie nie reagowałam na otoczenie, oczy miałam zamknięte czułam, że mąż kilka razy podchodził do łóżka nasłuchując czy oddycham. W pewnym momencie ocucił mnie krzyk rozpaczy mojego męża, który klęczał przed obrazem Matki Bożej, z rękami wzniesionymi do Niej i wołał: „Matko Boża, czy cię nie ma na tym niebie!” Wtedy jakaś moc wewnętrzna zmusiła mnie do zebrania wszystkich sił, że muszę wyzdrowieć, że mąż nie może być zawiedziony w tak ufnej modlitwie, a Matka Boża na pewno wysłucha takiego błagania.

Wtedy jakby zaczął się zwrot w mojej chorobie. W szybkim czasie zaczęłam przychodzić do zdrowi, wrócił apetyt, zaczęłam pić mleko kozie i różne domowe środki lecznicze. Na Święta Bożego Narodzenia byłam już na Pasterce. […]

Byłam bardzo długo prześwietlana raz i drugi, po zakończeniu prześwietlenia dr Królikowski patrzył na mnie długo, a na biurku leżały wyniki moich poprzednich prześwietleń, zapytał się gdzie się wcześniej leczyłam, odpowiedziałam, że we własnym domu, że leczyło mnie Miłosierdzie Boże i Matka Boska. Wtedy dr Królikowski powiedział, że powinnam iść na kolanach do Częstochowy, bo jestem całkowicie zdrowa… […] Obiecałam Matce Bożej, że dobrocią i życzliwością dla ludzi odpłacę mój dług wobec Miłosierdzia Bożego. Wierzę w to mocno, że zdrowie odzyskałam za wstawiennictwem Matki Kolumby Białeckiej.





11. Relacja s. Bożeny Pieróg o uproszenie trzech łask, Lublin 1953, Polska

W relacji wskazane są często adresy chorych, których dotyczyły otrzymane łaski, brak natomiast ich nazwisk.

a) Relacja s. Bożeny Pieróg dotycząca otrzymania łaski spowiedzi z zatajonych grzechów.

[…] pamiętam tylko, że to był 1953 r. jesienią, pod numerem 26, nazwiska nie pamiętam, ale to można sprawdzić. Chodziłam tam dość długo, nawet dwa razy dziennie, gdyż chora bardzo cierpiała, rak zajął całe wnętrzności, więc ratunku już nie było, zastrzyki znieczulały tylko ból. Z każdym dniem było gorzej, lecz chora o tym nie wiedziała, żyła nadzieją wyzdrowienia, gdyż była po operacji, która żadnego skutku nie dała. Raz, gdy zaszłam zastałam chorą samą, więc dłużej się zatrzymałam, pocieszyłam, że wyzdrowieje, zachęcałam, żeby się wyspowiadała, lecz mi odpowiedziała, że często przystępuje do spowiedzi i że dopiero była. Więc wszystko w porządku. Jak mogłam podnosiłam ją na duchu, żeby cierpliwie znosiła z poddaniem się woli Bożej itd. Opowiedziałam jej życiorys naszej Matki Fundatorki i razem modliłyśmy się o cud wyzdrowienia, gdyż chora bardzo chciała żyć. Na drugi dzień przyniosłam jej obrazek Matki Fundatorki, który z wielką czcią ucałowała, poleciłam, aby się gorąco modliła o cud wyzdrowienia, ale z poddaniem woli Bożej, gdyż Bóg wie lepiej, co dla nas lepsze, a przede wszystkim, aby się modliła o zbawienie swej duszy.

Na trzeci dzień przychodzę znowu, chora sama. Rozpłakała się i powiedziała, że chce przystąpić do spowiedzi, że przejrzałą, że dusza jej zgubiona, gdyż ma grzech jeszcze z młodych lat zatajony, o którym zawsze pamiętała i dręczyło ją, a nie miała odwagi go wyznać. Opowiedziała mi sen, jaki miała tej nocy, że była u niej ta święta Siostra, że ją pocieszała i łóżko jej przesłała. Zdążyłam jej powiedzieć, że wielkiej łaski dostąpiła, wtem weszła córka z miasta i rozmowa nasza się przerwała. Chora tylko prosiła o kapłana. Rodzina się sprzeciwiała, że przecież dopiero była, lecz na żądanie chorej zaraz sprowadziłam księdza, chora się wyspowiadała z całego życia. Po spowiedzi świętej czuła się bardzo szczęśliwa, tak, że wcale bólu nie odczuwała, lecz w oczach gasła. W kilka dni później spokojnie zakończyła życie.

s. Bożena Pieróg

b) Relacja s. Bożeny Pieróg o uzyskaniu łaski spowiedzi przed śmiercią.

Na Firlejowskiej pod 26 ciężko chory na serce, nogi już mu puchły, nie chciał się spowiadać, więc żona i córeczka, która niedługo miała przystąpić do Pierwszej Komunii św., i ja modliłyśmy się za przyczyną Matki Fundatorki, żeby się zgodził na spowiedź i jak mogłyśmy, tak tłumaczyłyśmy mu. W końcu zaczął się już gniewać na nas, że mu nie potrzeba spowiedzi, dlaczego go męczymy. Lecz nasze prośby i modlitwa nie ustawały. W końcu zgodził się, że pójdzie, ale w poniedziałek, żeby go wcale nie zmuszać, a była to sobota. Lecz wreszcie zgodził się i wyspowiadał się w sobotę. W nocy zabrano go do szpitala, a w poniedziałek umarł.

s. Bożena Pieróg

c) Zeznanie s. Bożeny Pieróg dotyczące wyproszenia łaski szczęśliwej śmierci.

Inny wypadek był na ul. Łęczyńskiej pod 42. Chory bał się bardzo śmierci. I jak zwykle… Obrazek bardzo serdecznie ucałował i z wielką wiarą zaczął się modlić. Podczas swojej choroby także na raka, był już po operacji, która się nie udała, był zbudowaniem wielkiej cierpliwości, śmierci się już nie bał, lecz zgadzał się całkowicie z wolą Bożą. Człowiek zupełnie zaniedbany miał to szczęście, że dzień przed swoją śmiercią, był przeniesiony na krześle leżącym do kościoła, był to pierwszy czwartek miesiąca, święto chorych. Wysłuchał Mszy św. i kazania, przyjął Komunię św., otrzymał przy łożu błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem na drogę do wieczności. Na drugi dzień, w pierwszy piątek miesiąca, oddał spokojnie Bogu ducha. Ufam, że Pan Bóg przez przyczynę naszej świątobliwej Matki Fundatorki udzielił tych łask.

s. Bożena Pieróg






12. Ludwik Brudło, Jesionna k. Kłodzka, Polska 1956

Miał częste silne boleści, ataki żołądkowe i wymioty. Prześwietlenie wskazywało na duży wrzód żołądka. Żadne lekarstwa nie pomagały. Podczas operacji okazało się że jest to nowotwór - nie operowano, zaszyto i sklamrowano ranę, dano opaskę. Stan chorego był beznadziejny. Rodzina modliła się przez wstawiennictwo M. Kolumby Białeckiej o zdrowie i życie dla niego i otrzymała tę łaskę. Wiarygodność zeznania potwierdza także s. Melania Sammler - dominikanka.

Podziękowanie Ludwika i Marii Brudno, Jesionna k. Kłodzka, 15 lutego 1961

Jesionna koło Kłodzka, 15.02. 1961 r.

Brudno Ludwik ,urzędnik kolejowy, zachorował ciężko na dolegliwości żołądkowe. Początkowo sobie lekceważył sądząc po męsku, że to przejdzie. Gdy silne boleści powtarzały się coraz częściej i już czuł się niezdolny do służby, pojechał do Poznania do lekarza. Gdy badanie nie dość wyraźnie wykazało powód boleści, prześwietlono żołądek i stwierdzono wrzód, dość znaczny w żołądku. Radzono, by się poddał operacji. Lecz chory nie mógł się zdecydować na natychmiastową operacje z powodu osłabienia ogólnego, z powodu silnych boleści, które powodowały wymioty po każdym posiłku, także siniał w boleściach nieustannie. Używano różnych środków leczniczych, lecz wszystko bezskutecznie. Odmawiano w intencji różne modlitwy, nowenny, lecz gdy wszystko zawiodło, namyślił się i zgodził na operację. Pojechał po 6 miesiącach znów do Poznania, by się poddać operacji. Może jeszcze wyzdrowieje, gdyż dzieci małe, żona młoda, a chory jeszcze nie przeżył 40 lat. Operacja wykazała nowotwór – nie operowano, zaszyto i sklamrowano ranę, dano opaskę. Co operacja wykazała nie mówiono choremu, pocieszano go, że będzie dobrze po miesiącu, będzie mógł zdrowo powrócić do domu, do rodziny.

O tym, co zaszło dowiedziała się najbliższa rodzina i żona. Radzono przed chorym zachować w tajemnicy, gdyż inni chorzy po takiej samej operacji(nowotworu) umierali po 2 tygodniach, a najdalej po 2 miesiącach. Żona i najbliższa rodzina widząc stan chorego beznadziejny i koniec smutny, uciekli się z tym większą ufnością do Boga i Matki Najświętszej za przyczyną śp. Matki Kolumby Białeckiej, by wyprosiła zdrowie i życie choremu, gdyż ufano, że w tej sytuacji beznadziejnej może tylko Bóg dopomóc. […] Dziś jest już przeszło 5 lat od tej operacji. Chory żyje i nieźle się czuje pracując dla rodziny i wychowując dzieci.

Wdzięczni za tą wielką łaskę Bogu za wstawiennictwem Matki Kolumby Białeckiej, uważając za cud, tak nadzwyczajne uzdrowienie.

Maria i Ludwik Brudłowie






13. Jadwiga Renata Okołów, Kłodzko, Polska, 1956

Dziewczynka w wieku 6 lat została przejechana przez traktor w następstwie czego zdruzgotane zostały kości miednicy i żebro. W stanie groźnym, niemal beznadziejnym,umieszczona w szpitalu miejskim w Kłodzku. Cudownie powróciła do zdrowia. "Jej szybkie i całkowite wyzdrowienie - zdaniem lekarza chirurga - nie może być wytłumaczone inaczej, jak interwencją nadprzyrodzoną". Potwierdza ks. Jan Szuba - proboszcz oraz lekarz dr Korolewicz. Zeznania potwierdzają rodzice. Jest odpis badań lekarskich. Świadectwo chrztu z 1.IX.1984 roku wskazuje, że Jadwiga Renata Okołów ur. się 15.05.1951 roku w Kłodzku i tam ochrzczona 2.06.1951.

a) Podziękowanie s. Marii Felicyty Myc, dominikanki, Kłodzko 11.03.1957

Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, Matce Najświętszej Częstochowskiej za łaskę nadzwyczajną otrzymaną za przyczyną Czcigodnej Matki Marii Kolumby Białeckiej – Dominikanki. […]

Raz, a było to z początkiem listopada 1956 r., w sobotę, przyszła do mnie mamusia Renatki i opowiedziała, że Renatkę przejechał traktor, że kości miednicy ma zgruchotane i jedno żebro – stan groźny, beznadziejny. Żal mi się zrobiło małej Renatki i mamusi. Pocieszałam jak mogłam. W czasie rozmowy przyszła mi myśl i zaraz powiedziałam p. Okołowej: - wie Pani, przyszła mi bardzo dobra myśl. Niech pani zaufa Boskiemu Sercu Pana Jezusa, Matce Najświętszej i niech pani prosi o wstawiennictwo w tej sprawie Matki Kolumby Białeckiej. Ona dzieci bardzo kochała i jeszcze za życia uprosiła łaskę powrotu do zdrowia umierającemu dziecku. Obiecałam dać tej pani fotografie Matki Kolumby i przyrzekłam, że i ja również będę się modlić i wzywać przyczyny Matki Kolumby.

Nazajutrz, w niedzielę, była Msza święta błagalna w intencji Renatki. W czasie wieczornej Mszy św. był wystawiony Pan Jezus w monstrancji. Byłam obecna na tej Mszy świętej, gorąco i z wielką ufnością modliłam się do Pana Jezusa i Matki Najświętszej z wielką ufnością wzywałam też przyczyny Matki Kolumby. Tak się do Niej modliłam: Matko Najdroższa! Wyproś zdrowie dla Renatki, jak ongiś za życia swego wyprosiłaś dla Jędrusia. Pociesz tą dobrą, stroskaną matkę swoim wstawiennictwem u Pana Jezusa i Matki Najświętszej. Wyproś tę łaskę ze względu na nasze Zgromadzenie, by wzrosła wiara w sercach Twoich Sióstr i żarliwość w służbie Bożej. Uczyń tę łaskę Kochana Matko – serdecznie Cię proszę i wierzę mocno, że nie odmówisz Twojej przyczyny. Tak bym chciała jutro dowiedzieć się, że Renatce lepiej. (Uważałam, że jeżeli nazajutrz rano przyjdzie mamusia Renatki z dobrą nowiną, to będzie znak, że Matka Kolumba nie odmówiła swego wstawiennictwa).

I o dziwo! Życzenie się spełniło. W poniedziałek rano. ok. 10-tej przyszła mamusia Renatki uśmiechnięta i powiedziała: Siostro! Renatce lepiej, zupełnie lepiej. Czuje się dobrze, mówi, nawet śpiewa. […] Ucieszyłam się tą dobrą nowiną, spodziewałam się, że sprawa będzie pomyślnie załatwiona, miałam co do tego dziwną pewność. Dałam p. Okołowej fotografię Matki Kolumby, dla Renatki. Codziennie mała Renatka modliła się do Matki Kolumby nazywając Ją „moja Siostra”. Z dnia na dzień było coraz lepiej, kosteczki zrosły się bez najmniejszej szkody – i Renatka nadspodziewanie szybko opuściła szpital.

Renatka razem z cała rodziną dziękuje za zdrowie, za proste nóżki Panu Jezusowi, Matce Najświętszej Częstochowskiej, której obraz znajduje się w kościele parafialnym w Kłodzku i Kochanej Siostrze Matce Marii Kolumbie Białeckiej.

Ja również – niegodna córka Matki Kolumby, składam Jej gorące podziękowanie za wstawiennictwo u Serca Bożego i Matki Najświętszej za małą Renatkę i błagam serdecznie, by u stóp tronu Pana Jezusa i Matki Najświętszej wstawiała się zawsze za Zgromadzeniem naszym, Ojczyzną naszą i za wszystkimi, którzy z ufnością o przyczynę Jej proszą.

s. Maria Felicyta, dominikanka

b) Podziękowanie Rodziców, Kłodzko, 15.03.1957

Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, Matce Najświętszej Częstochowskiej za łaskę nadzwyczajną otrzymana za przyczyną Czcigodnej Matki Marii Kolumby Białeckiej – Dominikanki, za uzdrowienie naszej małej córeczki Renatki, która w stanie bardzo ciężkim leżała w Szpitalu Miejskim w Kłodzku.

Wdzięczni rodzice
Franciszka i Józef Okołowie

c) List uzdrowionej Renaty Jadwigi Okołów – Rusek, Kłodzko 3. 08.1984

Drogie Siostry!

Dziękuję bardzo za pamięć. Mam w tej chwili 33 lata, jestem pełnosprawna. Czuję się bardzo dobrze. Uprawiałam czynnie sport – dużo chodziłam po górach, jeździłam na nartach. Ukończyłam studia wyższe ekonomiczne. Założyłam rodzinę, mam już 3 –letniego synka i w tej chwili jestem z drugim dzieckiem w ciąży. Czuję się bardzo dobrze. Żadnych widocznych śladów wypadku nie posiadam. Nie odczuwam także, jak na razie żadnych dolegliwości. […].

Renata Okołów- Rusek






14. S. Beata Talik, Warszawa, Polska 1958, 1961

S. Beata Talik, ekonomka generalna Zgromadzenia Sióstr św. Dominika dziękuje za uleczenie z gruźlicy oczu. Gdy w 1961 r. choroba się nasiliła, modliła się gorąco przez przyczynę sł. Bożej i przykładała z wiarą "relikwie" jej włosów na chore miejsca. Siostra czuje się zupełnie zdrowa, czyta bez okularów, wiele pracuje. Od 30 przeszło lat pełni funkcję kierowcy i jeździ na bardzo długie trasy.

Podziękowanie s. Beaty Marii Talik, Kraków 5 listopada 1997

Kraków 5.11.1997 r.

Składam serdeczne podziękowanie Bogu Wszechmogącemu, który przez wstawiennictwo Sł. Bożej Matki Kolumby Białeckiej udzielił mi łaski całkowitego uleczenia wzroku.

Mając 20 lat, w roku 1958, po przebytej grypie zachorowałam na oczy. Zacierały mi się pola widzenia jasną plamą lub widziałam podwójny obraz, nie mogłam czytać.

Lekarze nie od razu rozpoznali, co jest przyczyną tego stanu. W końcu zostałam skierowana do szpitala. Według diagnozy szpitalnej stwierdzono: stan zapalny siatkówki o podłożu gruźliczym. Byłam wtedy postulantką Zgromadzenia Sióstr Dominikanek i mieszkałam w Warszawie przy ul. Łazienkowskiej 14, w domu zakonnym. W tym roku miałam zdawać maturę w Technikum Gastronomicznym w Warszawie. Dla młodej dziewczyny było to trudne przeżycie; świadomość niepewności, co do nauki i czy będę mogła zostać siostrą zakonną.[…] Już wtedy gorąco modliłam się do Matki Kolumby o wstawiennictwo u Boga; była mi szczególnie bliska, urodziłam się w 100- letnią rocznicę Jej urodzin.

Mimo choroby, maturę zdałam, a przecież dwa miesiące nie brałam do ręki książki. Matka Założycielka chciała, bym była w Zgromadzeniu i w sierpniu 1958 r. otrzymałam habit dominikański, również w stuletnią rocznicę obłóczyn Matki Założycielki.

Stan zdrowia oczu potrzebował kontroli lekarskiej. Korzystałam z pomocy Dr ST. Pasierbińskiego z Krakowa, mieszkałam wtedy w Białej Niżnej. W roku 1961 nastąpiło nasilenie choroby, wtedy Matka Generalna Cherubina Schreiber, z relikwii po Matce Założycielce, z archiwum Zgromadzenia dała mi dwa włosy, które siostry zachowały z obciętych po Jej śmierci.

Włosy te wszyłam do sukna i kładłam na oczy na czas spoczynku i modliłam się gorąco o wstawiennictwo Matki Kolumby do Dobrego Boga i przywrócenie zdrowia moich oczu. Dziś nie umiem określić, po jakim czasie, znikły stany zapalne i wzrok się unormował. Od 1963 r. jeździłam tylko do kontroli lekarskiej. Matka Rozariana Mikiewicz w roku 1969 zaproponowała mi, abym zrobiła prawo jazdy. Od tej pory jeżdżę samochodem bardzo dużo, rocznie ok. 60 tysięcy kilometrów, w różnych warunkach klimatycznych, w dzień i w nocy.

Świadoma jestem, że dzięki wstawiennictwu Matki Kolumby, w ten sposób mogę służyć Zgromadzeniu, tym wszystkim, których Chrystus Pan stawia na drodze mego życia i czynię to z radością, dziękując Bogu za każdą trasę szczęśliwie przebytą.

Używam okulary do dali -2 i w nich prowadzę samochód, natomiast do czytania nie potrzebuje okularów, co wywołuje zdumienie lekarzy specjalistów.

Osobiście przekonana jestem i mocno wierzę, że stan zdrowia oczu, jest łaską daną mi od Boga za pośrednictwem Sługi Bożej Matki Kolumby Białeckiej, Założycielki Zgromadzenia Sióstr św. Dominika, którego jestem członkinią.

s. Beata Maria Talik






15. Karol Talik, Cisiec, Polska, 1964

Jest to podziękowanie s. Beaty Talik, za łaskę nawrócenia wujka i pojednania z Bogiem po wielu latach, otrzymaną przez wstawiennictwo sł. Bożej M. Kolumby Białeckiej. Jest to drugie podziękowanie za tę samą łaskę, ponieważ pierwsze z roku 1964 gdzieś zaginęło.

Podziękowanie s. Beaty Talik, Kraków, 30 sierpnia 2000 r.

Składam serdeczne podziękowanie Sł. Bożej Matce Kolumbie Białeckiej za wstawiennictwo do Miłosiernego Boga i wyjednanie łaski nawrócenia Karola Talika. Był on kuzynem mojego ojca Kazimierza Talika. Z przekazanej informacji wiem, że Karol, w młodzieńczym okresie życia oddalił się od Boga. W takiej postawię trwał, a nawet ją demonstrował: nie chodził do kościoła, nie modlił się, ciężko pracował w niedzielę (co w tamtejszym środowisku raczej się nie zdarzało), nie przyjmował kapłana z okazji wizyty duszpasterskiej (tzw. kolędy). Przypominam sobie, że jako mała dziewczynka, przebywając w obecności wujka, przeżywałam dziwny lęk – taki był inny przez swoje zerwanie więzi z Bogiem. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale wydawało mi się wówczas, że on ma diabła w sobie.

Kiedy wstąpiłam do Zgromadzenia Sióstr św. Dominika, od samego początku przylgnęłam sercem do Założycielki – Matki Kolumby Białeckiej. Wiele było ku temu powodów, choćby i ten, że dowiedziałam się, iż rok moich urodzin przypadał w setną rocznicę Jej urodzin, a także sto lat po niej miałam obłóczyny, a potem Pierwszą Profesję.

Często w modlitwach prosiłam Boga o nawrócenie wujka Karola. W latach 1963-64, w czasie mojego pobytu w junioracie, w macierzystym klasztorze w Wielowsi, gdzie znajduje się Grób Założycielki, zaczęłam odprawiać nowenny przez wstawiennictwo Matki Kolumby Białeckiej o nawrócenie wujka. Modliłam się natarczywie i prosiłam, aby na Święta Wielkanocne otrzymać znak – wiadomość, że wujek pojednał się z Bogiem. I właśnie na Wielkanoc otrzymałam list. Dowiedziałam się z niego, że wujek Karol ciężko zachorował. Kiedy jego żona wspomniała mu i spowiedzi, zgodził się bez najmniejszego oporu. Żona przygotowała go do tego sakramentu, wspomniała również kapłanowi o jego przeszłości. W marcu przystąpił do spowiedzi i przyjął Komunię św.

Po tym wydarzeniu żył jeszcze kilka miesięcy. Choroba nowotworowa atakowała coraz bardziej jego organizm. Przed śmiercią jeszcze raz poprosił o kapłana i przyjął Wiatyk. Zmarł 15 sierpnia 1964 roku.

Jestem świadoma, że cudowne wstawiennictwo Sł. Bożej Matki Kolumby Białeckiej wyjednało Jego nawrócenie. Jej zawdzięczam tę wielką łaskę. Także rodzina zmarłego była przekonana, że Matka Kolumba Białecka wyprosiła swym wstawiennictwem u Boga jego nawrócenie.

s. Beata Talik






16. S. Stella Ziobro, Wielowieś, Polska, 1974

Zeznanie s. Stelli Ziobro ówczesnej przełożonej w Wielowsi dotyczy nadzwyczajnej opieki sł. Bożej podczas remontu klasztoru w Wielowsi w okresie reżimu komunistycznego w Polsce. Wymienia trzy łaski otrzymane w tym czasie: ocalenie od kalectw,a a nawet śmierci murarza, elektryka i sprawę związaną z brakiem pozwolenia na remonty.

Zeznanie s. Stelli Ziobro, Wielowieś 12.12.1974r.

Od 30 kwietnia do 28 października trwał zewnętrzny remont (tynkowanie) klasztoru. Trzeba nadmienić, że wszelkie przeprowadzania remontów w klasztorach było bardzo utrudnione. Postanowiłyśmy mimo tych sprzeczności podjąć dokonanie tych prac, gdyż zewnętrznie klasztor był bardzo zniszczony. Zawsze ufne w pomoc i opiekę z nieba naszej Matki Założycielki Kolumby Białeckiej. Ona budowała ten klasztor w wielkim trudzie, ona przy tej budowie doznała nadzwyczajnych łask Bożych. I my jesteśmy obecnie świadkami wielkiej opieki Bożej w naszych pracach, przez Jej wstawiennictwo u Boga.

1. Oto jednego dnia w czasie pracy spadł z rusztowania na wysokości 1 piętra murarz, człowiek starszy wiekiem. Po natychmiastowym przewiezieniu do szpitala i prześwietleniu okazało się, że są tylko mocne stłuczenia obojczyka i ręki.

2. Innym razem elektryk na wysokości 2 piętra wykonywał w przewodach elektrycznych przy murze odłączenie prądu, aby robotnicy mogli położyć tynk w tym odcinku muru. Nieostrożnie dotknął ręką jeszcze zelektryzowanego przewodu. Odruchowo szarpnął rękę, na rusztowaniu stracił równowagę i spadł na belki niższego o jedno piętro rusztowania. W wyniku tego tylko dłoń nieco poparzona.

3. Gdy prace tynkowania klasztoru były dla okolicy widoczne, nie uszło to zainteresowaniu władz powiatowych. Pewnego dnia przyjechała kontrola. Zażądali od kierownika prac odpowiedniego upoważnienia do wykonywania takich prac. Kierownik okazał się dyplomem fachowym oraz dyplomem Zasłużonych Bohaterów Odbudowy po ostatniej wojnie. Zapytał również czy jest pozwolenie na prowadzenie remontu. Kierownik odpowiedział, że Siostra Przełożona domu nie mogłaby tych prac rozpocząć, gdyby pozwolenia nie miała (miał na uwadze pozwolenie od wyższych władz zakonnych). Odjechali. Pozwolenia od władz państwowych nie było.

s. Stella Ziobro








W czasie prac przygotowawczych i trwania procesu diecezjalnego (1980 – 1989) Sł. Bożej Matki Kolumby zauważa się wzrost ilości próśb zanoszonych do Boga przez wstawiennictwo Matki Kolumby, a także większą ilość podziękowań za otrzymywane łaski i cuda. Najczęściej podziękowania dotyczą: łask powrotu do zdrowia, przedłużenia życia, otrzymania daru macierzyństwa. Są także podziękowania za łaski duchowe np. pomoc w pracy duszpasterskiej, pojednanie z Bogiem w sakramencie pokuty, zachowanie małżeństwa od rozpadu oraz inne np. łaskę otrzymania pracy, pomocy materialnej. Np.:





1.

a) Stanisława Serafin, mężatka, lat 53 wstawiennictwu Matki Kolumby zawdzięcza nagłe ustąpienie przewlekłego bólu uniemożliwiającego dokonanie operacji nerek, męża Bronisława.

Dzięki modlitwie zanoszonej przez przyczynę Matki Kolumby jej mama, 82 letnia staruszka, która wskutek dwukrotnego pęknięcia żylaka z trudnością mogła się poruszać, aktualnie chodzi sama nawet bez laski.

b) Ks. Józefczyk Michał, lat 42, proboszcz i dziekan w Tarnobrzegu, orędownictwu Matki Kolumby przypisuje uzyskanie potrzebnych pozwoleń na budowę kościoła, co w okresie reżimu komunistycznego w Polsce po II wojnie światowej było prawie niemożliwe.

c) Siostra Stella, Aleksandra Ziobro, dominikanka, lat 56, zeznaje, że dzięki błaganiom zanoszonym przez wstawiennictwo Matki Kolumby Białeckiej, mieszkańcy Wielowsi zostali uratowani przed powodzią, podczas gdy inne wioski zostały zalane.

d) Maria Biernat, wdowa, lat 68, orędownictwu Matki Kolumby przypisuje łaskę samoistnego uleczenia z kamicy nerkowej, co budziło zdziwienie lekarza.

Dzięki wstawiennictwu Matki Kolumby wszystkie uczennice, które prosiły dostały się do szkoły średniej.

e) Bronisława Szpara, wdowa, lat 66, zeznaje, że opieka i wstawiennictwo Matki Kolumby w czasie II wojny światowej sprawiły, że pomimo bombardowań i ostrzeliwań, ani ludność ani klasztor nie doznały uszczerbku.

f) Janina Czech, wdowa, lat 81 wstawiennictwu Matki Kolumby zawdzięcza powrót do zdrowia w sytuacji beznadziejnej. Przynaglona wewnętrznie z wiarą napiła się wody ze studni znajdującej się w pobliżu grobu Matki Kolumby i wróciła do zdrowia.

g) Mieczysława Warzycka, zamężna, lat 67, Matce Kolumbie przypisuje ocalenie w czasie wojny wszystkich mieszkańców Wielowsi oraz udaremnienie bezprawnego zawłaszczenia budynku sióstr przez władze komunistyczne.





2. Anna Czekierda, Chojnice, Polska, brak daty.

Podziękowanie pisze Anna Czekierda, która z całym przekonaniem stwierdza, że po czteroletnim bezskutecznym leczeniu, otrzymała rok później dar macierzyństwa, dzięki wstawiennictwu Sł. Bożej Matki Kolumby Białeckiej, której opieka uratowała także życie poczętego dziecka.

List Anny Czekierda, Chojnice, Polska, bez daty

Nazywam się Anna Czekierda […], chciałabym poinformować o cudownej łasce, którą wraz z mężem otrzymaliśmy dzięki Sł. Bożej Matce Kolumbie Białeckiej.

Tak więc od pięciu lat po ślubie, dzięki Matce Białeckiej zaszłam w upragnioną ciążę i urodziłam ślicznego, zdrowego synka. Podczas ciąży i porodu nie miałam żadnych problemów, wszystko było idealnie, a przez cztery lata po ślubie leczyłam się u wielu lekarzy bez żadnego efektu. Aż odrzuciliśmy z mężem tabletki, które kolejny lekarz przepisał i zaczęłam się gorąco modlić do Matki Kolumby Białeckiej i po roku zaszłam w ciążę. Chciałam jeszcze dodać, iż będąc już 1,5 miesiąca w ciąży poszłam do ginekologa z objawami typowymi dla ciąży, a on po zbadaniu stwierdził, że na pewno nie jestem w ciąży i przepisał tabletki na wywołanie miesiączki, których tylko dzięki opatrzności Matki Kolumby Białeckiej nie wzięłam. A po upływie 2 następnych tygodni poszłam do tego samego ginekologa i tym razem i lekarz, i USG stwierdziło 2-miesięczną ciążę.

Być może nie uznacie tego za łaskę, ale ja wiem na pewno, że naszego synka wyprosiła nam u Pana Boga Matka Kolumba Białecka.

Z ogromna wdzięcznością
Anna Czekierda






3. Podziękowanie z Zielonej Góry, bez daty i miejsca

Jest to podziękowanie za powrót wnuczki Kasi do Kościoła po pięciu latach i łaskę przystąpienia do sakramentów św.

Chcę się podzielić moim wielkim szczęściem ze Zgromadzeniem Sióstr św. Dominika. Nie pamiętam dokładnie, czy było to dwa lata temu, czy może rok, jak siostry przebywały w naszej parafii Świętego Zbawiciela w Zielonej Górze. Podeszłam do jednej z sióstr, poprosiłam o obrazek z modlitwą do Matki Kolumby Białeckiej. Od tego dnia modliłam się codziennie, alby moja wnuczka Kasia odnalazła drogę do Kościoła i Sakramentów świętych- Pokuty, Komunii św., Bierzmowania. Nie przystępowała do sakramentów św. około 5 lat. Teraz ma dwadzieścia lat. We wrześniu przyszła do mnie powiedziała, że była u spowiedzi św. To była sobota, w niedzielę obie przystąpiłyśmy do Komunii św. Modliłam się w tej intencji nadal. 23 grudnia przyszła Kasia, prosiła, abym poszła z nią do mojej kapliczki przy szpitalu, bo chce przystąpić do spowiedzi. Nie wiem jak dziękować, nie umiem opisać mojej radości, którą noszę w swym sercu, W dalszym ciągu modlę się teraz i za jej rodziców. Aby córka moja Iwonka odnalazła te drogę i jej mąż Kazimierz, który nie jest nawet ochrzczony.

[bez daty i podpisu]






4. Stanisława Wala, Zagumnie, Polska, bez daty.

Pisząca znajdowała się w sytuacji zagrożenia własnego życia i życia oczekiwanego dziecka, z powodu kamieni w nerkach. Modliła się do Matki Kolumby i choć dziecko zmarło, to jednak jej życie zostało uratowane. Dziękując Matce Kolumbie za uzdrowienie powierza jej wstawiennictwu sprawy rodzinne a zwłaszcza kłopoty w nauce syna.

Podziękowanie Stanisławy Wala, Zagumnie (bez daty).

Drogie Siostry św. Dominika

Tak bardzo się modliłam za Waszym pośrednictwem do Sługi Bożej Matki Kolumby Białeckiej. W ubiegłym roku w maju byłam tak bardzo chora, że moje życie liczyło się na minuty. Mam 42 lata. Byłam w ciąży. Mam kamienie w nerce i zwyrodnienie stawów. Wysokie ciśnienie. Ze względu na takie schorzenie bardzo modliłam się o dziecko, które miało przyjść na świat i o siebie. Niestety Pan Bóg zabrał mi dziecko, ale mnie lekarze z trudem uratowali. Przeżyliśmy to bardzo całą rodziną. Moja siostra bliźniaczka przyniosła mi ten obrazek (do szpitala, gdzie leżałam na pół przytomna) Sługi Bożej Matki Kolumby Białeckiej i ona tez tak bardzo się modliła za nas. Jesteśmy i za to Bogu, i Matce Kolumbie bardzo wdzięczni. Dziękujemy im za to. Widocznie dziecko było potrzebne Bogu, a na ziemi ja swoim dzieciom. Mam jeszcze troje. Dwie córki, które chodzą do liceum i syna, który chodzi do VII klasy. Jest słabym uczniem w szkole. Tak tez przez cały rok modliłam się, żeby przeszedł do następnej klasy. I ten dar łaski otrzymałam.

Za Waszym pośrednictwem drogie siostry składam Matce Kolumbie Białeckiej serdeczne Bóg zapłać. Za łaski, które otrzymałam w tak ciężkich dla nas chwilach. […]

Stanisława Wala






5. Zbigniew Rudnicki, Tychy, Polska 1980/81.

Podziękowanie i zeznanie napisała dominikanka s. Izabella Rudnicka - siostra chorego. Chory, w stanie ciężkim, z paraliżem i zawałem mózgu znalazł się w szpitalu. Siostra odprawiała nowennę przez przyczynę M. Kolumby. Gdy skończyła nowennę brat o własnych siłach wstał w szpitalu z łóżka i wyszedł na korytarz. Powrócił do zdrowia i pracował jeszcze ciężko przez 12 lat.

a) Podziękowanie s. Izabeli Rudnickiej, Biała Niżna, 17.08.1984 r.

W dniu 27.12.1980 r. brat mój Zbigniew będąc u córki Haliny w Tychach został nagle sparaliżowany. Po odwiezieniu go do szpitala lekarze orzekli, że sprawa jest beznadziejna, zawał mózgu. Bratu sparaliżowanemu odebrało mowę, bełkotał niezrozumiale.

W tak ciężkiej sytuacji udałam się po ratunek do Boga i rozpoczęłam nowennę do Serca Pana Jezusa, która mnie nigdy nie zawiodła. W drugim lub trzecim dniu nowenny, kiedy zaczęłam się modlić, jakiś silny wewnętrzny głos zaczął mnie przynaglać, by o tę łaskę, a właściwie o cud życia i zdrowia brata rozpocząć nowennę za przyczyną Matki Kolumby Białeckiej. Głos ten nie dawał mi spokoju i rozpoczęłam od nowa nowennę. Błagałam, aby Boże Serce uwieńczyło wstawiennictwo pokornej swojej Służebnicy tą nadzwyczajną łaską, czy cudem.

Po ludzku sądząc nie było ratunku. Jednak mimo wszystko, w tym właśnie czasie, gdy skończyłam nowennę, brat o własnych siłach wstał w szpitalu z łóżka i wyszedł na korytarz. Lekarz zdumiony początkowo zabronił, a potem zgodził się na wstawanie jedynie dla osobistego obsłużenia się chorego.

I dziwna rzecz, gdy drugą nowennę przez orędownictwo Matki Kolumby ukończyłam, dowiedziałam się, że brat telefonicznie, z automatu w szpitalu, bez wiedzy lekarzy połączył się z rodziną w Rzeszowie i polecił po siebie przyjechać, co uczyniono na jego żądanie ku zdumieniu lekarzy. Był to dzień 21.01.1981 r. Lekarze skierowali go do sanatorium. Sanatorium w Busku też przerwał i wrócił do domu, a następnego dnia, w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę maszerując, prowadził strażaków do Bożego Grobu, był to bowiem Wielki Tydzień.

Mimo pewnego jeszcze osłabienia, brat podejmował prace w gospodarstwie rolnym. Jeździł i jeździ na traktorze, motorze, prowadzi samochód.

W kilka miesięcy później pojechał do Częstochowy (sam prowadząc samochód), by podziękować Pani Jasnogórskiej za cudowne uzdrowienie. Obecnie pragnę z nim pojechać do Wielowsi podziękować Matce Kolumbie przy Jej sarkofagu.

Opisując to wydarzenie dziękuje serdecznie Matce Kolumbie za wysłuchanie modlitwy naszej, za wyproszone łaski. Bowiem Jej orędownictwo wyprosiło to cudowne wprost uzdrowienie mego brata. Było wyraźną wolą Bożą udzielić nam tej łaski, by jeszcze jednym więcej dowodem wsławić Jej przemożne orędownictwo w niebie.

Ukochana Matko – pamiętaj o nas nadal przed tronem Jezusa i Maryi.

s. M. Izabela Rudnicka

b) List s. Izabeli Rudnickiej z 15.11.2000 r. z Tyczyna do s. Włodzimiery Stawarz w Rzymie.

Brat Zbigniew nie żyje już. Po tym naprawdę cudownym powrocie do zdrowia żył jeszcze 12 lat. Zmarł w 1993 roku. Lekarz mimo wielkiego zdumienia tak niespodziewanego polepszeniem zdrowia, mimo że prosiłam, prawdy o uzdrowieniu działaniem mocy nadprzyrodzonej, cudownej wprost, nie napisał. Czegoś się lękał, mówiąc, że tego nie może…(Po latach reżimu komunistycznego być może nie chciał się komuś narazić).

A cud był widoczny. Wyszedł nadspodziewanie szybko ze szpitala, również z sanatorium na własne żądanie, około 10 lat ciężko pracował, jeździł samochodem, motorem, traktorem. Cudu nie uznano mimo tak ciężkiego stanu paraliżu ciała, mowy, zawału mózgu- według lekarzy.

Wie wszystko dobry Bóg- i modlę się bardzo, by naszą Orędowniczkę, cichą „gołąbkę Bożą” ujrzały nasze oczy na ołtarzach.





6. Jan Węgrzyn, Nagoszyn, Polska, 1980.

Dorota Węgrzyn, matka dziecka dziękuje za powrót do zdrowia swego 3-letniego synka, który przez 14 dni miał torsje, nie przyjmował żadnego pokarmu i został wypisany ze szpitala w stanie beznadziejnym. Przez wstawiennictwo Matki Kolumby uzyskała łaskę nagłego powrotu dziecka do zdrowia. Potwierdził proboszcz parafii ks. Stanisław Kurczab.

Zeznanie Doroty Węgrzyn, Nagoszyn 7 luty 1985 r.

(…) Mój synek urodzony 18.09.1977 r, mając 3 latka zachorował bardzo ciężko. Dziecko miało torsje i przez 14 dni nie przyjmowało w ogóle żadnego pożywienia. Skrajnie wyczerpane oddałam do szpitala, gdzie zastosowano kroplówkę, gdyż dziecko nadal nie przyjmowało jedzenia ani picia.

Dziecko wypisano ze szpitala z rozłożeniem rąk, o jedzeniu nie było mowy. Widząc beznadziejny stan mego synka, w najbliższą niedzielę udałam się do kościoła i błagałam Boga przez wstawiennictwo Matki Kolumby Białeckiej o zdrowie i ratunek dla mojego dziecka. Zdziwienie, gdy po powrocie z kościoła, usłyszałam, że mój syn żąda pokarmu. Z apetytem dziecko zjadło śniadanie i od tej chwili przestały go męczyć nieustanne torsje. Od tego też dnia dziecko codziennie lepiej się czuło, lepiej wyglądało i było weselsze. Aż do tego czasu choroba więcej się nie powtórzyła.

Uzdrowienie to uważam za nagły i widoczny cud. Uczułam potrzebę powiadomienia o tym Zgromadzenie Sióstr Dominikanek, którego założycielką była Matka Kolumba Białecka.

Węgrzyn Dorota






7. Prof. Pyrz, Kraków, Polska, 1981.

Kronika wielowiejska zawiera zapis mówiący o łasce nawrócenia i przystąpienia do sakramentu pojednania po 15 latach prof. Pyrza. Wspomniane jest również, o wpisaniu przez rodzinę podziękowania za otrzymane łaski do Złotej Księgi, ale niestety księga ta zaginęła.

Zapis Kroniki Wielowiejskiej z 20 sierpnia 1981 roku

Jubileusz 15-lecia małżeństwa- profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego byli na wypoczynku z dziećmi. Dzisiaj dzięki zanoszonym w naszym klasztorze modłom do Boga o nawrócenie, a szczególnie za przyczyną śp. Matki Założycielki Kolumby Białeckiej została udzielona tej rodzinie wielka łaska. Prof. Pyrz przystąpił do spowiedzi (po 15- latach) w Tarnobrzegu u Ojców Dominikanów w dniu wczorajszym, a dzisiaj na uroczystej Mszy św. wraz z całą rodziną przystąpił do Komunii świętej. Rodzina państwa Pyrz wpisała się do Złotej Kroniki, jako wotum Matce Fundatorce za otrzymane łaski.





8. Ireneusz, Święta Anna-Przyrów, Polska, 1987.

S. Hiacynta, dominikanka klauzurowa, dziękuje za łaskę uratowania małżeństwa brata Ireneusza przed rozbiciem, otrzymaną przez wstawiennictwo M. Kolumby Białeckiej. Do pojednania doszło w 1-ym dniu nowenny.

Podziękowanie s. Hiacynty OP, 19 październik 1987 r.

Drogie Siostry w św. Dominiku!

Pragnę złożyć gorące podziękowanie Słudze Bożej Matce Kolumbie Białeckiej Waszej Założycielce za otrzymaną łaskę – pogodzenia się mojego brata Ireneusza z żoną.

Po 30 latach pożycia małżeńskiego brat buntowany przez kolegów, wytoczył proces o podział majątku. Od jesieni 1986 roku zaczęły się procesy, chodzenie do prokuratora i na posterunek, bardzo częste wizyty milicji w domu, częste awantury.

W marcu 1987 roku byłam w domu i stwierdziłam beznadziejną sytuację. Martwiłam się tym bardzo. W nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Wielkanocną śniła mi się siostra, która do mnie powiedziała: „Siostro Hiacynto, wiem o siostry kłopotach w domu, niech to siostra mnie wszystko zleci ja to siostrze załatwię. Jestem siostra Kolumba Białecka”. Po przebudzeniu starałam się zapamiętać imię i nazwisko następnie udałam się do sióstr o informacje kto to ta siostra. Dostałam obrazek z krótkim życiorysem i modlitwą. W drugi dzień świąt zaczęłam nowennę, nie wierząc, że coś się zmieni. Ale przez szacunek do osoby, która mi się śniła, bo byłam bardzo osamotniona w tych kłopotach, odmawiałam ją przez 9 dni. Jak się później dowiedziałam pierwszy dzień nowenny był dniem pojednania.

Na wasze ręce Drogie Siostry składam gorące podziękowanie Świątobliwej Matce Kolumbie za otrzymaną łaskę oraz gorąco się modlę o rychłą Jej beatyfikację.

s. Hiacynta






9. Czesława Wróbel, Strzyżów k. Hrubieszowa, Polska, 1988.

Maria Maciąg, rodzona siostra Czesławy, dziękuje za cudowne odzyskanie przez nią słuchu. Nie zgodziła się na operację, bo na drugie, operowane ucho, nie słyszy. Bez stosowania żadnych lekarstw, po miesiącu odzyskała słuch, co było zaskoczeniem dla lekarzy.

List Mari Maciąg, Kraśnik styczeń/luty 1989 r.

[…] Wierzę w Służebnicę Bożą Matkę Kolumbę, ona zaniesie moje prośby. Pomogła nam również w wyleczeniu mej siostry w listopadzie. Siostra moja zachorowała, utraciła słuch. Lekarze nie rokowali jej poprawy. Radzili operację. Siostra nie chciała się zgodzić, bo już jedno ucho miała operowane, ale słuchu nie odzyskała. Wypisali ją ze szpitala na własne żądanie. Bogu powierzyłyśmy jej zdrowie, były Msze św. i wiele, wiele modlitw. Ja oczywiście poleciłam ją Matce Kolumbie. Po miesiącu moja siostra odzyskała słuch. Słyszy bez aparatu. Lekarze byli skonsternowani tą wiadomością, ponieważ nie przyjmowała też żadnych lekarstw.

W górę